Podczas gdy na rynku istnieje ponad 30 dostawców ładowarek napędzanych silnikami Diesla, tylko około pół tuzina producentów oferuje ich warianty elektryczne. Te sześć maszyn stanęło do testu porównawczego (przy czym Schäffer 23e z masą 2235 kg był niemal za lekki dla grupy testowej):
-
Tobroco-Giant G2700 E HD,
-
JCB 403 E,
-
Peeters Pitbull X27-50e,
-
De Schans Relly 1.8 E,
-
Schäffer 23e,
-
Weidemann Hoftrac 1390e.
Lepszy jest napęd spalinowy czy elektryczny? O tym nie będziemy tutaj dyskutować. Sprawdzimy natomiast, jakie plusy i minusy ma sześć wymienionych powyżej maszyn. Podczas testu ładowarki elektryczne pracowały przez cztery tygodnie w gospodarstwie mlecznym w holenderskiej prowincji Brabancja Północna.
Poza brakiem rury wydechowej i naklejek z oznaczeniem typu, na pierwszy rzut oka na żadnej maszynie nie ma bezpośredniej wskazówki o rodzaju napędu. Również w ich obsłudze prawie nie ma różnic, choć brak silnika Diesla jest całkiem odczuwalny, a przede wszystkim słyszalny. Jednak elektryczne ładowarki również wydają dźwięki, ale o tym później więcej.
Operator przesiadający się z modelu spalinowego na elektryczny musi przestawić myślenie z powodu dwóch oddzielnie pracujących silników elektrycznych do napędu jazdy i hydrauliki. Nic nie daje tradycyjne „dodawanie gazu”. Zamiast tego prędkość jazdy określa się tylko pedałem jazdy, a prędkość pracy ramienia tylko wychyleniem joysticka.
