Dane ARiMR pokazują, że w 2017 r. uprawę soi w Polsce szacowano na mniej więcej 18,4 tys. ha, w 2020 r. – 21,5 tys. ha, podczas gdy w roku ubiegłym już 44,6 tys. ha. Tymczasem szacunki pokazują, że wiosną bieżącego roku zasiano soję już niemal na 80 tys. ha. Aktywnym wsparciem dla rolników w zdobywaniu wiedzy było Stowarzyszenie Polska Soja, które od pięciu lat działa w Polsce i przekonuje rolników do podjęcia uprawy tej rośliny. Trzeba dodać, że istotne znaczenie miało też wsparcie technologiczne, a także swego rodzaju modę na produkty sojowe, które zawierają białko roślinne i mogą stanowić ważny element diety.
Z kolei Komisja Europejska w raporcie "Perspektywy dla rolnictwa UE 2023-35" przewiduje znaczący wzrost produkcji soi i innych roślin strączkowych, który ma być napędzany rosnącym popytem na produkty wolne od GMO. Jak twierdzą krajowi naukowcy, warunki do uprawy tej rośliny są w Polsce tak dobre, że potencjał został oceniony nawet na ok. 600 tys. ha!
Uprawa soi – czego się spodziewać?
Jednym z rolników, którzy w bieżącym roku po raz pierwszy spróbowali uprawy soi, jest pan Maciej Milej z gminy Niemodlin w województwie opolskim.
– Nie ukrywam, że było to dla nas spore wyzwanie. Wraz z naszymi partnerami biznesowymi z grupy Modern Farms, prowadząc gospodarstwo o areale ok. 1900 ha, staramy się podejmować odpowiedzialne decyzje. Zasięgnęliśmy języka u innych rolników i wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Po pierwsze, soja to roślina, która wymaga bardzo dokładnego przygotowania gleby, aby zbiór przebiegał sprawnie. Z drugiej strony, wiedząc, że soja zawiązuje strąki bardzo nisko, potrzebowaliśmy maszyny, która sprawi, że straty przy zbiorze będą możliwie małe – mówi Maciej Milej.
Kombajny John Deere z elastyczną listwą tnącą
Według obliczeń rolnika na każdy metr kwadratowy przypada około 50 roślin, według ostrożnych szacunków przy trzech zniszczonych roślin na metr kwadratowy, w skali całego zbioru straty oscylowały by między 10 a 20 procent, co istotnie zmniejsza rentowność całego przedsięwzięcia.
Jak wyjaśnia John Deere – wyzwania, z jakimi mierzą się rolnicy uprawiający soję, są nowe cyfrowe kombajny John Deere, wyposażone w zespół żniwny RDF Hydraflex. Maszyna John Deere T6 800 była testowana w gospodarstwie Macieja Mileja.
– Ten kombajn ma elastyczną listwę tnącą, która może odchylać się aż o 190 mm. To bardzo ważne, gdyż technologia ta pozwala zbierać potencjalnie najwięcej strąków, a dodatkowo rośliny nie są zniszczone – brak tu tzw. połówek. Ponadto zespół żniwny RDF wyposażony jest w taśmy transportujące, na których są przetłoczenia w kształcie krzyżyków, co również zapobiega staczaniu się nasion, ograniczając tym samym straty – mówi Mateusz Janicki, specjalista ds. produktu John Deere.
– Zbiór soi przy użyciu standardowych zespołów żniwnych byłby mocno problematyczny. Strąki pozostawałyby na roślinie, a to strata plonu, co oznacza dla nas stratę finansową – dodaje Maciej Milej.
Nowe kombajny cyfrowe serii T5 i T6 oferowane są z precyzyjnymi przyrządami żniwnymi dostosowanymi dla każdego rodzaju plonów, w tym także soi. Wysoka jakość zbioru kombajnami John Deere (strata nawet poniżej 1 proc.) możliwa jest nie tylko dzięki serii zespołów żniwnych RDF. Wydajność kombajnów T5 i T6 ma również swoje źródło w przenośniku pochyłym. Zaprojektowano go tak, aby miał identyczną szerokość jak reszta kanału przepływu masy (1,67 m w modelach 6-wytrząsaczowych), co zapobiega zakłóceniom przepływu materiału w maszynie. Takie rozwiązania pomagają utrzymać równomierny przepływ masy, zapewniając oczekiwaną jakość ziarna i słomy.
Kombajn cyfrowy, czyli biznes na wyższym poziomie
Maszyny John Deere obecne są w gospodarstwie Macieja Mileja już od 15 lat. Operatorzy chętnie korzystają z systemów RTK oraz rozwiązań rolnictwa precyzyjnego JD Link. Odpowiednie dane zbierane są w John Deere Operations Center, co stanowi podstawę do podejmowania kolejnych decyzji.
– Dzięki technologiom John Deere możemy mapować pola, tworzyć ich granice, a dane wysyłać do innych aplikacji czy programów. To z kolei wstęp do refleksji nad tym, dlaczego w danej części pola mamy nieco mniejszy plon niż w innej i jak w rezultacie dawkować fosfor, potas i nasiona – dodaje rolnik.
– Intuicyjny panel i szereg dostępnych w John Deere Operations Center danych oraz funkcji pozwalają na świadome planowanie działań. Każde pole jest na swój sposób unikalne, więc nie opłaca się stosowanie nawozów lub środków ochrony roślin w dokładnie tej samej dawce w każdej jego części. Możliwość wgrania szczegółowych map zasobności gleby i dostosowanie dawki środków do szczegółowych wytycznych pozwala stosować je zgodnie z rzeczywistymi potrzebami – podsumowuje Mateusz Janicki.
oprac. Jan Józefowicz, źródło: John Deere